Spis treści

W niedzielę, drugiego września, przed wypłynięciem z mariny Kremik, udekorowany bannerami i obklejony nalepkami firm budowlanych Natus rwał się do boju szarpiąc niecierpliwie swoimi dwiema cumami rufowymi i swoim jednym springiem dziobowym.
Natus, przyzwyczajony do zwycięstw nie mógł się doczekać następnego.

Piąte Regaty Budowlańców:
Chorwacja 01-08.09.2012

Obserwowane z pokładu S/Y Natus

Klaudiusz

Wszystkie opisane wydarzenia być może faktycznie się zdarzyły, a być może nie.
Podobieństwo do żyjących osób jest oczywiście zupełnie przypadkowe.

W niedzielę, drugiego września, przed wypłynięciem z mariny Kremik, udekorowany bannerami i obklejony nalepkami firm budowlanych Natus rwał się do boju szarpiąc niecierpliwie swoimi dwiema cumami rufowymi i swoim jednym springiem dziobowym.
Natus, przyzwyczajony do zwycięstw nie mógł się doczekać następnego.

Na pokładzie odbywała się właśnie ostatnia przed wypłynięciem narada załogi, a Natus jak zwykle podsłuchiwał.
'Nie możemy sobie pozwolić na żadne błędy! Musimy być lepsi, niż w zeszłym roku!' tego zdania była cała, jak i Natus do zwycięstw przyzwyczajona załoga.
'Ale jak chcemy to zrobić?' spytał się ktoś całkiem logicznie 'Przecież w zeszłym roku byliśmy pierwsi?'
Entuzjazm załogi pokrył jednak z nadwyżką niedostatki logiki 'Nie szkodzi, będziemy po prostu lepsi, niż w zeszłym roku! Poprawimy trymowanie i będziemy stosować Niezawodną Taktykę Regatową, to wymyślili fachowcy.'

Dla niewtajemniczonych: Niezawodna Taktyka Regatowa, w skrócie NTR składa się z trzech elementów: Element Pierwszy: dobre halsy mają być długie, a złe krótkie, Element Drugi: płynie się tam, gdzie jest wiatr, a nie tam gdzie go nie ma i w końcu Element Trzeci: nie spóźnić się na start, nawet jeśli keję okupuje stado fanek.
Ta definicja wszystkim się spodobała, Natusowi też.

Potem zasady Niezawodnej Techniki Regatowej przetłumaczono na język angielski.
Nasz natusowy Anglik, dumny, że właśnie nauczył się, z fonetycznej ściągi, najprostszej polskiej komendy żeglarskiej 'Zwrot przez sztag! Prawy foka szot luzuj! Lewy foka szot wybieraj!' zasady NTR pojął w lot.
Zrozumiał też, że NTR to klucz do regatowego zwycięstwa.

1 2
Nasz Anglik był na pokładzie Natusa szczęśliwy Nasz Anglik z naszą Narzeczoną Anglika
patrzą się ufnie w przyszłość. Zwyciężymy!

'No to wszystko jest jasne' stwierdził na podsumowanie zastępca skippera 'Czy wolno w takim razie wydać alkohol załodze?'

3 4
Odprawa na pokładzie Natusa Bardzo Ważny Moment dla Natusa i załog

W czwartek, szóstego września, w eleganckiej marinie Frapa, w Rogoźnicy, tam gdzie przy keji stoi mnóstwo stumetrowych Abramowiczów odbył się uroczysty wieczór na zakończenie Piątych Regat.
Załogi były po trudach trudnego dnia i po trudach całego tygodnia żeglowania zmęczone, nie mogły się doczekać posiłku i kolejnego koncertu naszych klejnotów, chociaż komandor twierdził, że to jego klejnoty, Klejnoty Kapitana.

Klejnoty, komenderowane przez Komandora Regat, najlepszego komandora muzyki spośród najczęściej często muzykalnych żeglarzy i najlepszego komandora żeglarzy spośród najczęściej rzadko żeglujących muzyków cieszą się zasłużoną renomą na polskim rynku muzycznym.

5 6
Komandor Regat, Klejnotów i Marinera
na tle wypasionego Abramowicza
Skoncentrowanie jak na sali operacyjnej:
nasz Anielski Głos i nasz Regatowy Lekarz
służyli na pokładzie Marinera

Ale najpierw było oficjalne zakończenie imprezy i nagrodzona rzęsistymi oklaskami i żądaniami bisów mowa Głównego Organizatora i Pomysłodawcy.
Bez niego nie odbyłyby się ani Piąte Regaty, ani w ogóle żadne.

No a potem ogłoszono wyniki regat.
I załoga, i skipper Natusa byli zadowoleni. Zajęli dobre, piętnaste miejsce w stawce dwudziestuczterech jachtów.

I nie wygrali żadnego wyścigu. Nie musieli więc w trakcie imprezy co chwila wstawać, odbierać na scenie nagród, wygłaszać skomplikowanych mów dziękczynnych i ciągle całować sędziów, organizatora regat i brodatego komandora.
Zrobili to za Natusa z wyraźną przyjemnością inni, zwyciezcy.

7 8
Tak zaczęły się Piąte Regaty: w Rogoźnicy A tak się skończyły: w Rogoźnicy

Piąte Regaty Budowlańców wygrał Amaro z załogą Arskład, firmy zaopatrującej budowy we wszystko, co do tej budowy jest potrzebne, a być może nawet jeszcze więcej.

Toastem przy natusowym stoliku wzniesionym niegazowaną wodą mineralną skipper Natusa podziękował załodze 'Możemy być z siebie dumni, wiele się nauczyliśmy od innych, od mistrzów' wskazał na wracającą z kolejnej medalowej dekoracji załogę Arskładu.
'Będziemy dalej trenować i będziemy przygotowywać się do następnych regat.'

Załoga podziękowała skipperowi za trudy dowodzenia, a ktoś dodał na pocieszenie, że chociaż miejsce czternaste jest niewiele lepsze od miejsca piętnastego, to przecież miejsce piętnaste jest znacznie lepsze od miejsca szesnastego.
Z taką argumentacją trudno się nie zgodzić.

9 10
Zastępca skippera w chwilę po ogłoszeniu wyników Przy natusowym stoliku cieszono się spokojni

A zaczęło się dla Natusa właściwie nienajgorzej.
W pierwszy dzień oficjalnego regatowania się, w poniedziałek, rozegrano dwa wyścigi.
W pierwszym trzeba było żeglować od żółtej boji do pomarańczowej i zaraz z powrotem i należało mocno uważać, żeby, jak w slalomie narciarskim ominąć te boje właściwą burtą.
Która to miała być burta ogłaszano z łodzi sędziowskiej, przez radio i po angielsku.
Ci, którym radio akurat się zepsuło, albo go nie chcieli słuchać, patrzyli się, jak płyną inni i też było dobrze.

Jak oświadczył sędzia główny regat, decydująca o wszystkim jest flaga sygnałowa, a nie radio.
Wystarczy się patrzeć na łódkę sędziowską i wszystko jest jasne.

11 12
Czerwona flaga nie reprezentowała poglądów
ideologicznych naszych sędziów
Sędziów wszędzie było pełno, niektórym
zawadzali przy starcie

W decydującym momencie precyzyjnego manewru niedobry wiatr zepchnął rozpaczliwie broniącego się Natusa na boję,
na pomarańczową boję, której nie wolno było dotknąć.

Załoga patrzyła się zahipnotyzowana, jak pomarańczowe cielsko potwora zbliżało się powoli, nieubłaganie do burty Natusa.
I potem stało się.

'Boja nas kopnęła' stwierdził lakonicznie zastępca zastępcy skippera, który wychylony przez burtę obserwował z bliska całe wydarzenie 'Musimy robić kółeczko, to jest fair-play. A poza tym wszyscy widzieli.'
Karne kółeczko, czyli jeden zwrot przez sztag i jeden przez rufę.
Ta złośliwa pomarańczowa boja zepchnęła Natusa w klasyfikacji Wyścigu Pierwszego na siódme miejsce.
'To nic' powiedział po ogłoszeniu wyników zastępca skippera 'Teraz może być już tylko lepiej.
Gorszego miejsca niż siódme na pewno już nie zajmiemy. A najgorszy wynik przecież skreślają.'

A wyścig wygrała Salsa, z załogą Sika, firmy dostarczającej na budowy produkty chemii budowlanej.
W Wyścigu Drugim, w którym chodziło o to, żeby dopłynąć jak najszybciej do linii mety, ustawionej w pobliżu mariny Maslinica na wyspie Solta,
Natus i załoga Natusa zrobili właściwie wszystko dobrze, to znaczy nie dotknęli żadnej boji, co nie było trudne, bo w tym wyścigu bojek nie trzeba było okrążać.

Niestety załoga Natusa, pomimo konsekwentnego stosowania NTR, pożeglowała akurat tam gdzie nie było wiatru.
Dało to Natusowi następne siódme miejsce.

Wyścig wygrali ci, którzy pożeglowali tam gdzie był wiatr, a pierwszy był Amaro, z załogą Arskład, późniejszymi zwycięzcami w klasyfikacji generalnej.

Wtorkowy poranek w Maslinicy był mokry i pochmurny.
Pod nieprzyzwyczajonymi do deszczowej wody parasolami słonecznymi siedzieli skipperzy biorący udział w tradycyjnym porannym mityngu.
Niektórzy patrzyli się z zadrością na szczęśliwców stojących na dobrych miejscach w długiej kolejce do męskiej toalety.
Inni dobiegali na ostatnim oddechu nerwowo przebierając nogami, tych kierowano sprawiedliwie na koniec kolejki.

'Żeby tak być kobietą, tak na pięć minut' westchnął któryś smętnie spoglądając na wolną od kolejek toaletę damską.
Organizowany był właśnie komitet kolejkowy; byli chętni do stania za tych, którzy przebierali nogami, tacy za dobre miejsce i z dziesięć kun by zapłacili.

13 14
W Maslinicy czekało się do toalety pod parasolem Natus z kumplami w maslinickiej marinie

Pochmurny był na mityngu skipperów również komandor regat. Patrzył się długo na kartkę z prognozą pogody.
'Kochani' wykrztusił wreszcie 'tu pisze że dzisiaj nie będzie wiatru. I, że ma dalej padać deszcz, i, że tak zostanie do końca tygodnia. No, ale pogoda jest taka, jaka jest, jak mówią górale ze wzgórz Golan. Płyniemy do Palmiżany.
Spróbujemy rozegrać przynajmniej jeden wyścig, może przyjdzie jednak kiedyś wiatr.'

15 16
Załoga Natusa przed startem do następnego
zwycięstwa
W Palmiżanie jest wiele uroków

Wiatr jednak w ten wtorek nie przyszedł, mimo próśb, błagań i klątw.
Regatowe załogi trenowały więc ściganie się żaglówkami na silniku.
Dla wszystkich był to dzień sjesty i odpoczynku, pływania w Adriatyku, wodnych kuligów i różnych innych uciech cielesnych.

17 18
Wodne kuligi... ... i inne uciechy cielesne

A wieczorem odbyły się tradycyjne hulanki i swawole do białego rana.

19 20
Piraci z Fakro na słubie, mieli aż trzy okręty Piracki wieczór, przy dźwiękach Zaczarowanej Gitary

Wiatr przyszedł dopiero w środę, wtedy, kiedy przyszedł deszcz, soczysty i ciepły, a przede wszystkim obfity.
Na pozbawionych bimini regatowych pokładach woda stała się materią podstawową, zalewającą pokład od góry i od dołu i szybko przestało odgrywać rolę, że wszystko było wodą, bo woda była wszędzie.

W górze, nad pokładem Natusa szalał wiatr i bawił się z żaglami, atakował najpierw foka, rozpędzał się potem przez dyszę między żaglami, po to, żeby ze zwiększoną siłą w grota uderzyć, a potem odejść znudzony za rufę, szarpiąc od niechcenia służbową chorwacką banderę.
Żagle podejmowały wyzwanie, Natus kładł się z zachwytem w głeboki przechył i rozcinał dziobem nadesłane nie wiadomo skąd fale.
Za rufą syczał spieniony kilwater, a załodze Natusa wydano szelki.

Na pokładzie zaintonowano, ku pokrzepieniu serc nieśmiertelną Bogurodzicę.
Spod pokładu odezwało się w odpowiedzi ciche i trochę zduszone "God save the queen".

21 22
Wydano szelki Krajobraz po deszczu

Wiatr skończył się tak szybko jak przyszedł, wtedy, kiedy odszedł deszcz i przyszło słońce.
Na pół mili przed metą jachty stanęły w miejscu.

'Teraz obowiązuje absolutna dyscyplina na pokladzie' zarządził skipper Natusa.
'Najważniejszy jest balast, ciężcy na prawą burtę, leccy' popatrzył się na krytycznie na niektórych lżejszych załogantów Natusa 'Leccy też na prawą. Liczy się każdy gram.'

Załoga zaczęła się poruszać jak koty na pokładzie. Delikatnie, zwinnie, żeby równowagi nie naruszyć.
I zaprzestano rozmów, żeby można było usłyszeć wiatr.
Na pokładzie zapanowała skupiona i pełna oczekiwania cisza.

Ale wiatru nikt nie usłyszał, bo go po prostu nie było. Można więc było znowu rozmawiać.

Ale ważniejsze niż rozmowy było szukanie zmarszczonej wody.
Zmarszczoną wodę wkrótce znaleziono, niedaleko, przed metą, tam gdzie były inne jachty i nie było Natusa.

23 24
W szczególnie trudnych momentach
steruje się na cztery ręce
Szukanie zmarszczonej wody tam, gdzie jej nie ma

Te wszystkie inne jachty były oczywiście przed Natusem na mecie, a pierwsza przekroczyła linię mety Neda, bliźniacza młodsza siostra Natusa.
Neda, pływająca pod banderą firmy Hormann bardzo cieszyła się z zasłużonego zwycięstwa.

25 26
Neda, młodsza siostra Natusa Rycerze Horman

O prawidłową wymowę trudnej nazwy Hörmann toczyły się na regatowych pomostach ożywione dyskusje.
Niektórzy wymądrzali się, że Hörmann to nie Hermann i że również nie Hormann i że spór o takie śmieszne litery mógł być jednym z powodów nieporozumień polsko-krzyżackich, który definitywnie został rozwiązany pod Grunwaldem.
I że to, że śmieszne literki, pomimo wielkiego zwycięstwa jednak pozostały, jest symptomatyczne dla tego wielkiego zwycięstwa.
Ale w końcu zdrowy rozsądek zwyciężył i pozostało przy Hormann, bez żadnych niepotrzebnych śmieszności.

Załoga Hormanna niedługo cieszyła się z fizycznego zwycięstwa, wkrótce ogłoszono oficjalne wyniki Trzeciego Wyścigu.
Po przelicznikach okazało się, że Neda była dopiero piąta, i że Wyścig Trzeci wygrało Bolero z załogą Budexu, firmy, która buduje i remontuje domy.

Natus zajął zaś świetną siedemnastą pozycję.

Regatowe przeliczniki działają jak podatki: odbiera się punkty bogatym, a dodaje biednym.
Duże, wypasione jachty, takie jak Natus, czy Neda mają okropnie złe przeliczniki, bardziej się opłaca być biednym.

Żeby dotrzeć do Trogiru żeglowaliśmy potem przez Splitskie Vrata, zatłoczony szlak wodny, którym pływa wszystko, co chce dostać się do Splitu, albo z niego wydostać. Również i duże Jadrolinje, płynące na Brac, Hvar i na wiele innych wysepek.
Mimo, że teoretycznie mamy na żaglach pierwszeństwo staraliśmy się tych Jadrolinji za bardzo nie denerwować i uciekaliśmy ze szlaku wodnego tak szybko, jak tylko się dało.

27 28
Wchodzenie do Trogiru szykiem torowym
jest po prostu cool
Z trogirskiej baszty filmowało nasze jachty
samo szefostwo Muratora

W środowy wieczór Natus pozostał w porcie w Trogirze, przytulony z jednej strony do zwariowanego artystycznego Marinera, a z drugiej do siostry, Nedy.
Spoglądał czasami z zadrością na drugą stronę kanału, gdzie przycumowane do keji miejskiej stały następne, wypolerowane do suchej nitki Abramowicze.


'No i co z tego' pocieszał się 'że takie jesteście piękne i czyste. Stoicie tu tygodniami i czekacie, kiedy wasz pan rzuci na was okiem. A ja pływam, codziennie, i bawię się z falami.'

'Mam dobrą załogę' chwalił się 'Choć właściwie lubię pływać trochę szybciej.'

29 30
Znudzone Abramowicze pozują chętnie do zdjęć, jak białe niedźwiedzie w Krynic

Załoga Natusa nie pozostała w środowy wieczór w porcie.
Podobnie, jak wszystkie inne załogi udała się do trogirskiej restauracji Kapasanta, przy głównym deptaku, obok baszty, z której robiono przed chwilą reprezentacyjne zdjęcia wchodzących szykiem torowym do portu mocno oflagowanych jachtów.

Zdjęcia Piątych Regat będą potem w Żaglach i we wszystkich innych tytułach należących do wydawnictwa Murator.
Z Kapasanty nie widać było Natusa, tylko te wypolerowane Abramowicze.

Abramowicze nie przejmują się żadnymi przelicznikami regatowymi, bo rzadko pływają.
Prawdopodobnie Abramowicze i płaceniem podatków specjalnie się nie przejmują, od płacenia podatków jest przecież klasa średnia.


Koncerty Klejnotów Kapitana są zawsze kulminacyjnymi momentami regat. Zaczynają się wieczorem i kończą poźną nocą.
Na scenie panuje perfekcja, a przed sceną żywioł i radość. Każdy drze się tak głośno, jak może, że chce do tej Australii wreszcie pojechać, że nie pomoże żona młoda, bo taki jest męski rejs i żeby, broń Boże, nie sprzedawać swych marzeń, bo wszystko jeszcze może się wydarzyć.


Nawet zwycięstwo w Piątych Regatach, choć to nie jest takie proste.

31 32
Klejnoty w ofiarowanych przez Mikołaje kapeluszach

Fetyszyści szukają na scenie jekiegoś zgubionego złotego włosa naszych muzycznych gwiazd, albo znacznie krótszego, siwego włosa naszego komandora.
I całują pokątnie swoje szantowe śpiewniki.

33 34
Niebiański głos Klejnotów należał do
naszej złotowłosej anielicy
Śpiewnik jachtowy należał do nas wszystkich

W Trogirze odbył się, jak się miało później okazać, najpiękniejszy wieczór Piątych Regat.
Ale po czym ocenia się sukces szantowego koncertu?
W środku gęstego tłumu polskich żeglarzy widzieliśmy Ivo, w służbowej białej koszuli i czarnych spodniach. Ivo darł, się, jak wszyscy inni 'Ludzie, nie sprzedawajcie swych marzeń...' Mimo, że pewnie nie rozumiał, co śpiewa. Jamnicę i Ożujsko podawali na stoliki, w systemie "podaj cegłę" restauracyjni goście.
Nie było nagród, nie było toastów, nie było mów.
Był duch zaczarowanej nocy, pulsującej muzyką i ciepłą trogirską ciemnością.
W takiej atmosferze rodzą się Wielkie Idee.

Ale często rodzi się tylko Wielki Kac.

35 36
Właśnie rodzą się Wielkie Idee Czy rodzą się Szóste Regaty

W Trogirze zaczynał się w czwartek ostatni dzień wyścigów.
Miano rozegrać Wyścig Czwarty, a być może nawet i Wyścig Piąty, jak wiatr da.


Przed startem do Wyścigu Czwartego, który był dla Natusa Wyścigiem Przedostatniej Szansy odbyła się kolejna odprawa, na której omówiono taktykę.
Jednogłośnie został ustalony chytry plan, z dwoma wariantami, zależnie od sytuacji:

  • wariant A: nie oglądać się na innych i zwyciężyć i...
  • wariant B: zająć strategicznie dobrą pozycję przed następnym wyścigiem, Wyścigiem Ostatniej Szansy.

Po tych konkretnych postanowieniach załoga Natusa z entuzjamem zabrała się do odprawiania magii, niezbędnej do odniesienia sukcesu, w wariancie A, albo B.
Szczegóły, ze zrozumiałych względów nie będą tutaj bliżej opisywane.

Linii startu do Wyścigu Czwartego nie udawało się sędziom przez dłuższy czas ustawić, wiatr ciągle zmieniał kierunek, albo go w ogóle nie było.
Ale w końcu rozszczekało się odliczaniem radio, jachty wyłączyły silniki i zaczęły się zajmować tymi wszystkimi gorączkowymi manewrami, które są do rasowego regatowego startu potrzebne, tak, żeby nie być za daleko od linii startu i nie za blisko, żeby płynąć do startu nie za wolno i nie za szybko i żeby być koniecznie na prawym halsie i tym sposobem blokować konkurentów, krzycząc do tych, którzy usiłują zasad regatowych nie pamiętać 'Prawy! Prawy! Odpadaj baranie!'.

W tłoku przed startem mimo wszystko rzadko dochodzi do kolizji, co jest dziwne, bo chaos jest dużo większy, niż na polskich drogach w piątek po południu kiedy gra Ruch z Wisłą, a na głównej drodze do stadionu odpoczywają roboty drogowe.

37 38
Tą łódką boja jeździła tu i tam, dopóki wiatr
się nie zdecydował skąd chce wiać
Linia startu: wszyscy chcą przechytrzyć wszystkich.
Ale pamiętajmy: chytry dwa razy traci

Do mety, ustawionej obok wejścia do trogirskiego kanału było niedaleko, sędziowie wyraźnie nie chcieli ryzykować, że wiatr znowu zdechnie, bo wyniki trzeba by było wtedy losować.
Natus bardzo się starał płynąć szybko, wykonywał perfekcyjne zwroty i wydawało mu się, że będzie jednym z pierwszych. Po dopłynięciu do linii mety zobaczył jednak wiele innych regatowych masztów, które dotarły tam przed nim.
Załoga Natusa nie była jednak niezadowolona. Chytry plan wykonano, wariant B, bo Natus był osiemnasty.
Zgodnie z planem Natus znalazł się więc w znakomitej pozycji do ataku w ostatnim wyścigu.
A wyścig wygrała ponownie Salsa, zwinna i chyża Salsa.

Długo wydawało się, że Wyścig Piąty w ogóle się nie odbędzie. Po południu, jak to w Chorwacji często bywa, wiatr siadł zupełnie.
W takiej sytuacji żeglarze sięgają po inne metody.

Czary zaczęły się od odczynania na jachcie Didi.
Żeglujące na tym jachcie Mikołaje z firmy FDPL przystąpiły do rytuałów mających sprowadzić wiatr.

Nie wiadomo, ile zwierząt ofiarnych załoga Didi pod pokładem poświęciła, nie wiadomo, ile dziewic strącono z rufy do chorwackiej morskiej głębi.
Świadkowie postrzegli tylko dzikie harce i dzikie okrzyki na pokładzie, co znając dobre serca naszych Mikołajów zinterpretowali nie jako skutki nadużycia alkoholu, lecz jako znacznie bardziej romantyczne poświęcanie się dla ogółu.

Ale prawdopodobnie było to tylko udawanie, teatralna gra.
Ważne interesy załatwia się inaczej.

Mikołaje z FDPL mają dobre fińskie kontakty i znają na pamięć pewien tajny numer w Finlandii: 020 4523 120.
To numer do Szefa Szefów, Mikołaja wszystkich Mikołajów, który, jak wiadomo, mieszka w Rovaniemi, na zimnym Kole Polarnym, w przyczepie campingowej, którą ciągną sanie.
I wiatr można pod tym numerem załatwić.
Zaczęło wtedy zaraz trochę wiać, a sędziowie zaczęli się zastanawiać.

39 40
Nasze Mikołaje miały dojście do samego Szefa

Na pokładzie Natusa odbyła się wtedy gorączkowa narada.
'Tego wiatru jest jeszcze za mało, oni znowu ten wyścig odwołają. Ale przecież możemy pogadać z Neptunem, wiemy, co on lubi. On załatwi ten wiatr, gdzie trzeba' przekonywał zastępca zastępcy skippera.
'Ale zastanówcie się' zaprotestowała jedna z natusowych żeglarek 'Teraz, po czterech wyścigach mamy w generalce niezłą pozycję, czternastą. Jak odbędzie się jeszcze jeden wyścig, pewnie znowu spadniemy. Więc może lepiej, żeby wiatru nie było?’
'Co za defetyzm' zakrzyczała żeglarkę z oburzeniem reszta załogi Natusa 'Przecież damy radę, będziemy pierwsi. Bierzemy się do czarów!'
Załoga Natusa wiedziała, co Neptun lubi.
Skipper, odmawiając tajne zaklęcia, wlał Neptunowi prosto w usta, bez szklanki, całą butelkę najprzedniejszej whisky, ostatnią, wygrzebaną z zapomnianego miejsca w bakiście.
W zapasie została Natusowi już tylko trawarica i czerwone wino.
Cała załoga asystowała, a niektórzy mieli ze wzruszenia łzy w oczach.

41 42
Zwyciężymy! Zwyciężymy

Wiatr powiał teraz naprawdę i wkrótce rozpoczęło się odliczanie.
Wyścig piąty to było znowu okrążanie bojek.
Tym razem nikt nie kopnął Natusa, zwroty Natus wykonywał wzorowo i bardzo spieszył się do mety.

Wystarczyło to na dobre czternaste miejsce.
To dobre czternaste miejsce zepchnęło Natusa w klasyfikacji generalnej na miejsce piętnaste, które, jak już wiemy, jest znacznie lepsze od miejsca szesnastego.
Wyścig Piąty wygrała Evea z załogą Drew-Holz/Invado, firmy zajmującej się głównie produkcją drzwi, najchętniej drewnianych.

Po pełnym emocji zakończeniu regat w czwartkowy wieczór w Rogoźnicy nastąpił w piątek dzień odpoczynku,
W tym dniu nie panowała na pokładzie Natusa regatowa dyscyplina, wolno było pływać, nurkować, skakać do wody, opalać się, nie robić nic, albo przyjmować gości.

Gości przyjmowano nie chlebem i solą, lecz piwem, które się po śląsku nazywało Anker, a po polsku Kotwica.
Albo niegazowaną wodą dla zwierza, z osobistych zapasów skippera.

43 44
Gości akceptowano nawet w strojach nieformalnych, bo wiadomo, że krawatach niewygodnie się pływa

Po trudach wypoczynku, późnym piątkowym popołudniem, załoga Natusa dotarła do keji w macierzystym porcie, w marinie Kremik.
Rufa Natusa znowu została przywiązana do pomostu dwiema cumami, a jedną założono Natusowi na dziobie, jako spring.

I padła ostatnia komenda 'Tak stoimy!'

45 46
Natus wraca do domu... ...do przytulnej keji w marinie Kremik

Zaraz po przywiązaniu zaczęto biednego Natusa obdzierać ze skóry, zdejmować bannery i opuszczać bandery.
Natus popatrzył się ponuro na swoich, najczęściej już obdartych ze skóry kumpli i na równie ponurą siostrę, Nedę.
Dla nich wszystkich Wielka Przygoda właśnie się skończyła.

Nadszedł nieuchronny koniec regat.

Niektóre załogi wyruszyły w drogę już w piątek, a reszta w sobotę.
Nie było w tym roku hucznych pożegnań, kwiecistych przemówień i łez rozstania.
Uczestnicy regat byli podobnie jak jachty, ponurzy, myśleli o długiej jeździe samochodem do domu, do dalekiej Polski i do wszystkich mniejszych, czy większych problemów, z którymi się na co dzień borykamy.

Czas wracać do domu, czas cieszyć się na następne regaty. Już szóste.

Z dziennika pokładowego Natusa przepisał: Klaudiusz Kobiela, w październiku 2012

 
Prawdziwa Przygoda by Marek and Jacek
Design by : Place your Website.