Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę z tego, że dzieci mają inne potrzeby i wyobrażenia o pływaniu na łódce. Wsiadając na statek mają przeważnie nadzieję, że znajdą tu przygodę i odkryją coś nowego, wyjątkowego, o czym będą mogły opowiedzieć w gronie swych przyjaciół.

Dzieci potrzebują przede wszystkim ruchu i zajęcia.


W czasie długich etapów ta pierwsza z potrzeb pozostaje niespełniona. Jednym ze sposobów, aby i dorośli mogli pożeglować i dzieciom się nie nudziło, jest wczesne wychodzenie z portu. Można tak zaplanować dzień, by wyjść już o piątej lub szóstej rano, wtedy kiedy dzieci jeszcze śpią, aby zawinąć do portu we wczesnych godzinach popołudniowych.
W ten sposób pozostaje jeszcze wystarczająco dużo czasu na zwiedzanie okolicy lub na wycieczkę na pobliską wysepkę, połączone z poszukiwaniami tego, co morze wyrzuciło na brzeg.
W czasie takich poszukiwań można również znaleźć kryształy i skamieliny, a obserwacja „tubylczej” flory i fałny może być bardzo interesująca.

Niezaprzeczalnie niezapomnianym przeżyciem będzie jednak szukanie pirackiego skarbu... składającego się np. z drobnych monet, nieużywanej biżuterii mamy i innych błyskotek schowanych pod kamieniem w puszce po herbatnikach...
W poszukiwaniach pomaga oczywiście uprzednio narysowana „mapa skarbów”...

Wieczorem można „łowić” kraby. Napisałem to w cudzysłowiu, bo zarówno dla dzieci, jak i dla krabów nie przedstawia to żadnego niebezpieczeństwa.
Do tego przedsięwzięcia potrzebujemy mniej więcej dwumetrową żyłkę wędkarską i ołowiane obciążniki. Obciążniki montujemy dwie szerokości dłoni przed końcem żyłki, a na końcu przyczepiamy kawałek salami, lub innego, dla krabów interesującego „żartka”.
Teraz szukamy sobie spokojnego, kamienistego miejsca w okolicy brzegu i trzymamy spokojnie naszą „wędkę”, czekając, aż krab „złapie”.
Jeżeli jeszcze do tego wyznaczymy nagrody dla dla najlepszego wędkarza, to mamy zapewnioną następną „Wielką Przygodę”...

Proszę tylko nie zapomnieć wypuścić tych zwierzątek z powrotem do morza...

Starsze dzieci (jak i niektórzy dorośli ;) ), z wielką przyjemnością pływają bączkiem. Trzeba jednak pamiętać o tym, że w momencie, gdy silnik zawiedzie, dzieci nie będą potrafiły pokonać dłuższych odcinków wiosłując pagajami.
W przypadku „wydawania pozwolenia” na taką wycieczkę należy więc bezwzględnie uwzględnić kierunek i siłę wiatru, oraz pamiętać o tym, że prowadzenie łodzi z silnikiem jest dozwolone dopiero od czternastego roku życia.

Żeby dzieciom się na statku nie nudziło, można je wciągnąć w „życie marynarskie”.
Jedna z niemieckich firm sprzedaje nawet specjalny Junior-Skipper-Pass, który jest niczym innym, jak „listą zadań” dla młodych adeptów sztuki żeglarskiej, zawierającej różnorakie zadania, począwszy od „zmywania naczyń”, poprzez „wiązanie węzłów” i na „sterowaniu” się kończącą.

 


Jeżeli macie na to ochotę, to możemy wspólnie „zaprojektować” taką „książeczkę żeglarską dla najmłodszych”. Podajcie swoje propozycje na czynności, które powinny się znaleźć na liście, a ja postaram się to ubrać w szatę graficzną i dać w „ładowni” jako plik PDF do ściągnięcia i wydrukowania. (Chyba, że ktoś ma ochotę samemu to zrobić – nie mam nic przeciwko temu!)

Jednym z ulubionym zajęć młodych marynarzy jest „prowadzenie nawigacji”. Moja, wtedy dwunastoletnia córka, przeprowadziła nasz jacht przez skały Czarciej Wyspy na Śniardwach, sterując według punktów nawigacyjnych GPS. Oczywiście, punkty zostały wpisane przez bardziej doświadczoną osobę...
Młode pokolenie, od dzieciństwa „za pan brat” z komputerami, ipodami i innymi elektronicznymi zabawkami często radzi sobie z obsługą GPSa lepiej niż rodzice.

Najlepszym sposobem, aby naszym najmłodszym rejs zapadł głęboko w pamięć i by mogły „przetrawić” nawał nowych wrażeń jest prowadzenie pamiętnika rejsu.
Do tego najlepszy jest nieco grubszy zeszyt z twardymi okładkami. Można w nim opisywać codzienne wydarzenia, wycieczki, wklejać kartki pocztowe, kwity z portu, wpisywać zasłyszane wyrażenia w miejscowym języku czy obserwacje pogodowe i rysować zaobserwowane ciekawe zwierzęta (delfiny, żółwie)...
Oczywiście, sumienne prowadzenie „dziennika” powinno być nagrodzone wpisem do „książeczki żeglarskiej”.

Bardzo ważną sprawą jest odpowiedni dobór zabawek i przedmiotów, które dzieci zabiorą na statek. Nie powinno być tego zbyt dużo, ale np. pluszowa przytulanka, GameBoy czy książka powinny być zabrane. Nie powinno się zapomnieć również o nożyczkach, kleju, kawałku zwykłego sznurka czy nitce i igle, by móc „coś” stworzyć ze znalezionych na brzegu, a wyrzuconych przez morze rzeczy.

Pamiętajmy również o zdrowiu naszych najmłodszych. W czasie rejsów dzieci wprawdzie chorują bardzo rzadko, ale kilka lekarstw powinniśmy zabrać. Przede wszystkim coś przeciwko gorączce i rozwolnieniu, oraz maść stosowaną na obtarcia czy przecięcia skóry.
Jako, że z dziećmi żeglujemy przeważnie w pełni sezonu, bardzo ważnym elementem jest ochrona przed słońcem. Dbajmy więc, by dzieci miały odpowiednie nakrycie głowy (najlepiej z ochroną karku – jak francuska „legia cudzoziemska”) i odpowiednie, dobrej jakości okulary słoneczne.
O konieczności kremowania się przed wyjściem z portu, jak również wieczorem (After-Sun-Lotion) nie muszę chyba wspominać.
W wyjątkowo gorące dni nie możemy zapominać o okazjach do ochłody – czy to będzie kąpiel w zatoce, czy oblanie się zimną wodą z wiadra – zależy od okoliczności. Ważne jest, by nie dopuścić do udaru cieplnego.
Choroba morska nie jest wśród dzieci dużym problemem. Przeważnie, po krótkim okresie przyzwyczajenia, dzieci stają się odporne na kołysanie.

To tyle z mojej strony, ale proszę o wpisywanie Waszych własnych pomysłów i obserwacji. Na pewno przydadzą się innym rodzinom.


(tekst napisany w oparciu o artykuł na stronie http://www.skippertips.de)

 
Prawdziwa Przygoda by Marek and Jacek
Design by : Place your Website.